wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 4

   Akcja się na dobre zaczęła, intryga i komedia na wpół przemieszane, a spoiler spoiler spoiler spoiler. To wiele wyjaśnia, prawda? dziękuję wszystkim za słowa otuchy i komentarze :)


   Obudziłem sie wcześnie rano (aż sam się zdziwiłem), toteż miałem mnóstwo czasu na długi, gorący prysznic. Chciałem potem wysuszyć włosy, ale ni w cholerę nie wiedziałem jak, skoro nie było tu suszarki, nie mówiąc o kontakcie. Przy tej zagwozdce zastał mnie Dorian i załatwił wszystko jednym zaklęciem. Szpaner. Zacząłem myśleć, że ta magia może być całkiem praktyczna, jeśli się tak nad nią zastanowić.
   Pół godziny później zeszliśmy na śniadanie. Stół zastawiony był niemal tak bogato jak na wczorajszej uczcie, wszędzie latały sowy, a ja byłem w cholerę głodny. Nalałem sobie pełen kubek kawy z cynamonem i mlekiem i zacząłem podgryzać croissanta z czekoladą. Potrzebowałem cukru, bardzo dużo cukru, jeżeli miałem być jakkolwiek przytomny na lekcjach.
   Po mojej prawej Dorian napychał się czekoladowym ciastem z wiśniami, po mojej lewej Abronsius pożerał wzrokiem owsiankę, ale jak na razie jej nie tknął (za gorąca była, czy co?), zaś naprzeciw mnie Apoloniusz i Wacław dyskutowali zawzięcie na temat wyższości angielskiej reprazentacji quidditcha nad polską. Co śmieszniejsze, Wacław zgadzał się w całej rozciągłości z Lilywhitem, nie wykazując choćby minimalnego patriotyzmu.
- Ja nie rozumiem... Niby quidditch jest polskim sportem narodowym, a nasza reprezentacja po prostu ssie. Jesteśmy zarąbiści w tylu innych magicznych sportach, a oni tylko ten quidditch, quidditch, aż się  rzygać chce. Czemu nie ustanowić wyścigów na gryfach sportem narodowym? Przecież w tym bijemy całą Europę na głowę!
- Racja, wielka szkoda. "Osy" wygrały w ostatnim meczu z "Orłami" 300 do 125, o "Legionie" nie wspominając...
- Ugh. Wkurzające.
   Bronek nareczcie się zdecydował  podniósł pierwszą łyżkę do ust. Dorian nakładał sobie już trzecie kawałek ciasta (uzależniony?), a ja zjadłem już chyba z pięć croissantów... Przynajmniej nie będę głodny.
   Po śniadaniu zeszliśmy wszyscy do lochów i zaczęliśmy lekcję eliksirów. Przypominało mi to takie skrzyżowanie chemii z gotowaniem, tyle, że z dziwniejszymi substratami (a co, pochwalę się słownictwem!)
   Malfoy tłumaczył wszystko spokojnie, nie okazując irytacji (w końcu połowa z nas to byli totalnie idioci i ignoranci) nawet w stosunku do puchonów. Mimo to, atmosfera była dość gęsta. Uczniowie Hufflepuffu robili absolutnie wszystko, żeby się tylko nie zbliżyć do nas, choćby na stosowną odległość jednego metra. Byli tak zdesperowani, że w pewnym momencie ich starania stały się wręcz komiczne, zwłaszcza gdy byli przydieleni do pary ze ślizgonem.
   Za każdym razem, gdy Profesor łapał kontakt wzrokowy ze mną bądź Dorianem, Wszyscy puchoni jak jeden mąż rzucali nam wrogie spojrzenia, jakby chcąc powiedzieć "Jeden ruch, a nie będziemy już tacy milusi". Nie zdawali sobie chyba sprawy, że te niewerbalne groźby były bardziej śmieszne, niż straszne.
   Jednak, rzeczą która ich najbardziej wkurzała paradoksalnie nie był fakt, że Malfoy (troszkę, tylko odrobinę) nas faworyzował na zajęciach. To było to, że jeden z nich bratał się z "wrogiem". Rafael nic sobie nie robił z negatywnego nastawienia swoich współdomowników do Slytherinu, po prostu siedział i spokojnie robił eliksir pieprzowy razem z Abronsiusem.
   Także Obrona Przed Czarną Magią dostarczyła nam wątpliwej rozrywki. Zajęcia mieliśmy z Gryffindorem, toteż nie prakowało obelg i chyłkiem rzucanych zaklęć, najczęściej z dosyć nieprzyjemym skutkiem dla obu stron, w końcu bylismy jeszcze dość nieudolni w kwestii czarowania.
   Zauważyłem także, iż Dorian również odciął się od tej niepotrzebnej rywalizacji międzydomowej (chociaż trudno to tak nazwać...). Cały czas uświadamiał (nie w takim sensie, wy perwy) i podawał innym różne informacje, których niewątpliwe wszyscy łaknęli. W pewnym momencie nawet Gryfoni się przełamali i zaczęli go słuchać i zadawać pytania. Niesamowite było to, że przy tym całym przekazywaniu plotek i anegdot, nikt nie nazwał go plotkarzem, albo choćby kłamcą. Traktowali go raczej jak swoistego informatora.
   Muszę przyznać, że OPCM nie przypadł mi zbytnio do gustu, Eliksiry przemawiały do mnie bardziej. Przez całą godzinę nie nauczyłem się ani jednego zaklęcia - Profesor Heysworth postanowiła nam wbić teorię młotkiem w mózgi i nawet nie chciała słyszeć o próbie wykorzystania jej w praktyce. Powiedziała, że to przynosi pecha, a ona ma go dość na tym stanowisku, cokolwiek to znaczy. Nie było innej możliwości, albo słuchałej nudnego wykładu o tym jak sie pozbyć bogina, albo słuchałeś Doriana. Wybór był jasny.
   Nauczycielka zakończyła lekcję burkliwym "Do przeczytania 28 i 29 strona na za tydzień" i wszyscysmy wyszli z sali.
   Obiad zjadłem dość obfity, w przeciwieństwie do Apoloniusza i Wacka, którzy siedzieli podejrzanie blisko siebie. Bronek modlił się nad pieczenią, zaś Dorian (co za niespodzianka) żarł ciasto czekoladowe z wiśniami. Po pewnym czasie, między Abronsiusa a mnie dosiadł się Rafcio, mówiąc coś o słabych zachowaniu Puchonów.
- Mam tego dość. Ta sytuacja jest niezdrowa! Przecież nie jesteśmy jacyć trędowaci! - wybuchłem, wbijając widelec w gęś.
- O co ci chodzi? - zapytał Wacław.
- O to, jak traktują was inne domy. - Powiedział głos za mną i między mną a Dorianem usiadła Mona. - Oni nie rozumieją, że przynależność do jakiegoś domu nie definiuje naszej osobowości, naszego jestestwa. Debile. - Odrzuciła blond włosy uwodzicielsko i rzuciła długie spojrzenie Wackowi. Ten spiekł raka i złapał za ramię Apoloniusza.
- Ślizgoni się źle kojarzą, tego nie da się tak po prostu zmienić. - Westchnął Heinemann (zamieniając się na chwilę w Boromira. Ej... to znaczy, że ja jestem Frodo?!) i wreszcie się wziął za jedzenie, najprawdopodobniej już kompletnie zimne.
- Wszystko się da. - prychnął Lilywhite i  spiorunował wzrokiem Krukonkę, która nadal prónowała uwodzić Dyndalskiego, jak na razie z miernym skutkiem.
- Ma rację. Chcieć to móc, a móc to chcieć, jak to mówią... - próbował się zaśmiać Wacław, widocznie świadomy wojny pomiędzy Apoloniuszem a Vinegarden.
- Jak? No powiedz, jakiś pomysł? - zapytał Abronsius i uśmiechnął się kpiąco. - Nie wiem, czy wiesz, ale do tego trzebaby uknuć plan, stworzyć cholernie skomplikowaną intrygę, żeby ich zaszantażować tak, by nawet tego niezauważyli.
- Nie lepiej po prostu zdobyć ich zaufanie?
- Co ty, Puchon?!
- ZAMKNIJCIE SIĘ OBAJ! - Walnął otwartą dłonią w stół, milczący dotąd, Dorian. - Ja mam plan.
- Słuchamy. - powiedziałem, patrząc mu w oczy.
- Ymmmm... Nie mogę... - podrapał się w tył głowy.- Jego powodzenie wymaga czasu i waszej absolutnej nieświadomości.

***

   - Czy "Abronsius" to realne imię? Nigdy takiego nie słyszałem...
- Cóż... Moja Mama nazywała się Bronisława, Ojciec Ambroży, a Dziadek Julius. Wszyscy chcieli, żebym miał imię po nich, więc poszli na kompromis i nazwali mnie Abronsius. To imię niemieckiego pochodzenia.
- Twoi rodzice byli z Polski? To takie z słowiańska brzmiące imiona...
- Babcia ze strony Mamy tak, Ojciec nazywał się po pradziadku. Ja urodziłem się w Niemczech i nawet nie znam słowa po polsku.
- Spoko.
   Szliśmy jasnym korytarzem, a nasze kroki niosły się echem po całym skrzydle. Było tu cicho jak makiem zasiał, może dlatego, że w tej części zamku używana była tylko jedna klasa - ta, do której zmierzaliśmy.
- Jesteśmy spóźnieni, prawda? - jęknąłem i nacisnąłem klamkę. W środku siedziało około trzydzieści osób z Ravenclawu i Slytherinu i wytrzeszczało z zachwytem gały na, nie zgadniecie kogo... Harry'ego Pottera.
- O! Zapraszam panów, usiądźcie na podłodze. - Wskazał nam miejsce z uśmiechem i zaczął mówić.
- Jak już mówiłem, jestem tu dzisiaj aby poprowadzić pierwszą lekcję z przedmiotu o jednej z głupszych nazw jakie słyszałem. Ktoś wie może, czemu akurat ja?
- Bo Ministerstwo zamierza prowadzić dalsze badania nad zaklęciem Forzia? - zapytał Dorian spod okna. "A może ma Pan po prostu romans z Malfoyem?".
- Zgadza się. No dobra, przedmiot sie nazywa się "Odkrywanie wewnętrznych pokładów talentu". Może ktoś zechce mi wyjaśnić znaczenie tego jakże tajemniczego słowa "Odkrywanie" w tym kontekście?  - Zanim czarnooki zdążył cokolwiek się odezwać, Potter odpowiedział sobie sam. - Istnieje zaklęcie, które daje podobne efekty jak Forzia, ale tylko chwilowe. Dobierzemy się teraz w pary i je wypróbujemy. Inkantacja brzmi Librum. - Pokazał jaki ruch trzeba wykonać  różdżką i przysiadł na parapecie. Wskazałem Dorianowi na migi, że chcę być z nim w parze.
   Ta cała sprawa wydała mi się podejrzana. Kto normalny testuje na nastolatkach zaklęcie, które de facto zwiększy ich moc (czyt. siłę destrukcyjną) i sprawi, że tylko łatwiej im będzie zrobić zadymę? Nie zrozumiem chyba motywacji tudzież pobudek tych ludzi.
   - Efekty uroku będą odczuwalne przez tydzień, oczywiście rządam raportu z tego okresu. Macie w nim napisać co odczuliście, co w was uległo zmianie i jakie wnioski wyciagnęliście. Złożycie to potem do Profesora Malfoya, dobrze? No, to teraz próbujcie.
Stanęliśmy z Dorianem naprzeciw siebie.
- A więc Liberus, tak? - zapytał i nie czekając na odpowiedź wycelował we mnie różdżką. Wymówił niemal bezgłośnie inkantację i zobaczyłem przed sobą delikatną, jasnobłękitną mgiełkę, która jakby w zwolnionym tempie zbliżała się ku mnie. Czułem jak rozbija się na mojej piersi i wchodzi we mnie, jak w gąbkę. Póżniej czas się zatrzymał i straciłem przytomność.
   I to by było na tyle z pierwszego dnia szkoły.

***

   - Niesamowite... Nie widziałem jeszcze czarodzieja, który by tak po prostu rzucił to tak trudne zaklęcie! Niby kazałem im je rzucić, ale chodziło mi raczej o pokazanie im jego "wagi". Wiesz doskonale, że na resztę z nich osobiście musiałem je rzucić. - mówił roztrzęsiony głos gdzieś obok mnie. Głowa pulsowała mi tępym bólem i nie miałem siły nawet palcem ruszyć. Cholera.
- Dlaczego stracił przytomność, skoro zaklęcie zostało rzucone prawidłowo? - zapytał ktoś inny, kto w przeciwieństwie do przedmówcy był całkiem spokojny. Prawie.
- Nie wiem... Musiało u niego wywołać bardzo silną reakcję magiczną... Poobserwuj go przez ten tydzień, ok? - Niemal widziałem jak ta osoba marszczy brwi. Co prawda, nie miałem siły sie skupić na tyle, żeby rozpoznać właścicieli głosów (prawdopodobnie ich nawet nie znałem), ale ich emocje, zwłaszcza u pierwszego, były raczej jasne - obaj o kogoś się martwili. O kogo? Zielonego pojęcia nie miałem, może sami powiedzą.
- Ty mi zawsze same kłopoty sprawiasz. - Westchnął ten drugi i wyszli z pomieszczenia. Kurde no! I się no dowiem, do cholery...
   W uszach mi szumiało, słyszałem bicie swojego serca, jakby mi je kto młotkiem w piersi wybijał. Przeszywały mnie dreszcze jak młot pneumatyczny. Jeszcze łopata i budowlańcem mógłbym zostać! Nie, nie na takim kacu, szczególnie mentalnym... W pomieszczeniu pachniało lekami i sterylnością, zapachem charakterystycznym dla gabinetów lekarskich. Mimo hipotermii kończyn dolnych, było mi cholernie gorąco, jakbym do połowy był zamrożony, a w połowie upieczony. Bardzo niepryjemne uczucie, w końcu jak być stekiem, to chociaż prawidłowo zrobionym, c'nie?
   Po chwili poczułem, że ktoś mnie lekko podnosi i zmusza do wypicia płynu o zapachu... rozmarynu? Myśli zamgliły mi się jeszcze bardziej i zapadłem w sen.

***
cdn


Chyba trochę dłuższe, nie wiem, nie znam się. Przepraszam za tak długą przerwę - najpierw zgubiłam zeszyt z zapisanym rozdziałem, potem się pochorowałam, potem szukałam bety (btw. nadal jej nie znalazłam) i jakoś tak wyszło... Postaram się już wrzucać regularnie :)

Autorka

2 komentarze:

  1. Kochana ty się nie przejmuj tą przerwą XD My wszyscy zawsze czekamy z niecierpliwością na nowe rozdzialiki które moglibyśmy pochłonąć w minutę :D A co do długości rozdziału... tak chyba był dłuższy... Rozdział mega :D rozwaliło mnie to że Rick polubił eliksiry a nie polubił OPCM XD we wszystkich Potterowskich opowiadaniach zawsze było odwrotnie i jet to miła odmiana :) Albo to jak zemdlał po użyciu na nim tego zaklęcia i gleba XD Ale martwi mnie ten niby brak pamięci u niego... czy wszystko będzie ok?

    Przesyłam czekoladową wenę i żelkowe chęci do pisania rozdziałów :D

    PS. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    ~Osora Ranjishu

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm tak więc połknęłam i teraz zamierzam POMARUDZIĆ XD króóótkie!!! Ledwo się wczułam a czytałam 5 na raz O.o nie waż mi się więcej takich krótkich pisać! :P co tam dalej ^^ świetna akcja z Slytherinem xd taki antypotter :* aaa i nie słuchaj nas ^^ pisuj własną histozarąbistoze :D pprócz tego cudnie, pięknue, kapitalnie spadłam wręcz z podłogi ;P weny wariatki życzę ^^

    OdpowiedzUsuń